-
wynoś się - wrzeszczę, rzucając w niego ubraniami - wynoś się z mojego życia
Łzy spływają mi po policzkach, czuję jak
żłobią swe linie na mojej skórze. Jedyne czego teraz pragnę to, by przestać
czuć. Zanurzyć się w apatii jako bezpiecznej przystani, do której mogę wpłynąć
i ukryć się przed piratami mojego życia. Paul patrzy na mnie z przerażeniem w
swoich stalowych oczach. Niemal błaga
mnie spojrzeniem, bym mu wybaczyła, ale ja mam dość, chcę tylko zapomnieć i
wreszcie zostać sama.
-
wynoś się - powtarzam raz jeszcze szeptem, bo brakuje mi słów, by wyrazić, jak
się czuję.
W końcu niespiesznie
zbiera swoje rzeczy, porozrzucane po całym pokoju i schylony rzuca mi ostatnie
smutne spojrzenie, po czym kieruje się ku wyjściu. Trzymając rękę na klamce,
przystaje na chwilę i rzuca przez ramię:
-
obyś tego nie żałowała, Em. Nie potrafisz kochać. To fart dla ciebie, że się
spotkaliśmy, a teraz właśnie mnie tracisz. Nie łudź się, że przybłąka się ktoś
jeszcze. Nie zasługujesz na miłość
Wychodzi.
Gdy jego postać znika za drzwiami, wstrząsa mną szloch. Opieram się o ścianę,
trzymając na niej dłoń, by nie upaść i opuszczam się na podłogę. Rozpacz
zapiera mi dech w piersiach. Cała się trzęsę. Nie wiem po jakim czasie udaje mi
się uspokoić, a potem opadam powoli w ciemność. Sen daje mi wybawienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz